sobota, 26 listopada 2011

Niegdyś powagą i grozą płomienni -
Stali się dzisiaj wspomnieniem i echem,
Wymysłem ptaków, obłoków uśmiechem,
Ci - niezastępni i ci - niezamienni.
Dla gnuśnych bogów są stróżami ziemi.
Dla zakochanych - wzorem lub przysięgą,
Dla dzieci - dziećmi, lecz bardziej pięknemi,
A dla poetów - przyrównań potęgą!
Dla zmarłych - lilią, wykwitłą za wcześnie,
A dla rycerzy - ogniem i żelazem,
A dla uśpionych - zaledwo snem we śnie,
A dla mnie - niczym i wszystkim zarazem!
Zaś dla rusałek, zrodzonych wód jaśnią,
Są zaniedbaną w błękitach współbaśnią...






Śmierci




 Chodzą Śmiercie po słonecznej stronie,
 Trzymający się wzajem za dłonie.


 Którą z naszej wybierzesz gromady,
 By w cmentarne uprowadzić sady?


 Nie chciał pierwszej, że nazbyt miniasta,
 Grób, gdy hardy, pokrzywą porasta.


 Nie chciał drugiej, że nadmiernie złota,
 Nie zna ciszy, kto się tak migota.


 Wybrał trzecią, co, choć bogulicha,
 Lecz tak cicha, że wszystko nacicha.


 Coś za jedna, że podobasz mi się
 W swym bożystym na ziemi zarysie?


 Żal mi przeżal ptaka, co odlata,
 Dla cię umrę z nieżalu do świata.


 Blada jesteś, jak to słońce w zimie, —
 Kędy dom twój i jak ci na imię?


 Dom mój stoi na ziemi uboczu,
 A na imię nic nie mam, prócz oczu.

 Nic w tych oczach nie mam, prócz wieczoru,
 Pewna byłam twojego wyboru.


 Jeden zowąd śmierć sobie wybiera,
 Ale drugi tą śmiercią umiera.


 Choć wybrałeś, nie wiedząc dla kogo,
 Zawszeć będę pamiętną i drogą.


 Jestem śmiercią twej matki, co w chacie
 Uśmiechnięta czeka teraz na cię.













(Bolesław Leśmian)

czwartek, 24 listopada 2011

Bo są rzeczy silniejsze niż wszystko. Silniejsze niż potrafisz sobie wyobrazić.
Zastanawiałeś się kiedyś, co czuje pisarz, malarz, kompozytor podczas przypływu natchnienia? Cokolwiek byś nie wymyślił, nie będzie to równie piękne jak samo przeżycie. W ułamku sekundy dopada cię potrzeba, żeby coś zrobić. Nie wiesz jeszcze co, ale wiesz, że coś musisz. Kiedy się temu poddasz, kiedy wstaniesz i pójdziesz tam, gdzie zaprowadzi cię ta siła, czujesz się niewyobrażalnie ważny. Doznajesz uczucia, trwającego dosłownie jedno uderzenie serca, że wiesz wszystko. Że posiadasz wiedzę wszechświata, że wiesz, na czym to wszytsko polega, że odkryłeś ostatnią zagadkę ludzkości. W następnej sekundzie już nie pamiętasz tego, co widziałaś przed chwilą, jednak przez kilka godzin pozostaje ta światłość, ta siła w tobie do tworzenia rzeczy wielkich. Wystarczy ułatwić mu  przedostanie się na nasz świat, ten widzialny, słyszalny, ten, do którego owa moc nie ma dostępu. Niektórzy tworzą wtedy piękne dzieła. Inni robią z pozoru bezsens, żenadę, kompletny kicz, jednak wystarczy zlikwidować tą barierę nakładaną przez umysł żeby odczuć emocje twórcy. Żeby zbliżyć się do tajemnicy życia, istoty jestestwa. Autor nie przekaże ci jej sedna, bo sam jej nie pamięta, ale krążąc w okół tematu jest coraz bliżej jej rozgryzienia jednocześnie wiedząc, że nigdy nie dane będzie mu poznać ją do końca. Gdyby to trwało dłużej, chociaż trzy sekundy, byłoby to coś jak dostąpić zbawienia na ziemi.
Nikt nie potrafi zobaczyć Świata takiego, jaki został nam oferowany, każdy widzi go inaczej, inne emocje z nim wiąże. Dopiero suma tych wszystkich obrazów ukazuje dzieło w pełnej krasie.
Którego nikt nie docenia.
"Intruz" jest najlepszą książką, jaką miałam zaszczyt przeczytać, i choć od mojego kontaktu z nią minęło już kilka lat, dalej uważam ją za cud.


I ta strata, kiedy nie masz czasu poddać się natchnieniu...



Byłem buntownikiem łagodnym, najłagodniejszym z możliwych, ale krańcowym. Poszedłem do końca. Czy za daleko? Chciałem unieść wszystkie nieszczęścia świata ludzi. I zwariowałem. Ale czy od tego? Nie wiem.
— Edward Stachura
Pogodzić się ze światem

piątek, 18 listopada 2011

Się szło.

Taaak... Szczęście przyjść chciało,
Lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać
Lecz serce mu pękło
Gdy odkrył że we mnie skrę roztlić chce próżno.


Chodzi mi ten fragment wiersza po głowie już chyba od tygodnia... Już prawie zapomniałam, co to znaczy mieć internet. U mnie w domu nie ma obecnie w ogóle dostępu do sieci od prawie dwóch miesięcy, a nikt nie ma ochoty zająć się naprawą. Pewnie to i lepiej, w końcu muszę uczyć się do matury... W każdym razie dorwałam pierwszą okazję skorzystania z tego jakże uzależniającego wytworu naszej cywilizacji, żeby chociaż spróbować napisać cokolwiek po tak długiej nieobecności.

Ostatnio zaczęłam rozważać pomysł napisania książki. I tu mam dylemat: komercha dla kasy czy filozoficzne "bzdety" dla przyjemności...? Co prawda każda moja książka po napisaniu dwóch rozdziałów trafia do kosza, jednak tym razem postanowiłam stworzyć nową historię, zapisać w całości i spróbować zrobić z nią coś dalej... Zdeterminowana może nie jestem, ale uparta i owszem. Muszę tylko mieć dobrą motywację... W każdym razie jak zacznę pisać będę po 1 rozdziale wrzucać tu, na bloga, żeby zobaczyć reakcje ewentualnych Czytelników. Mam nadzieję że ktoś wrzuci dwa słowa do komentarzy.

Matura już tak blisko, a moja wiedza z historii sztuki jest przerażająco mała. Jak się nie wezmę do roboty to o architekturze i ASP mogę sobie pomarzyć... A i stwierdziłam jeszcze, że muszę więcej rysować, co do tej pory prawie kompletnie olałam. Oczywiście gdybym miała kilku przystojnych modeli to z pewnością mój zapał do pracy byłby większy o 1000%, a tak, no cóż... Ile czasu można rysować owoce w salaterce? Na kursie rysunku też nic wielkiego się nie dzieje, dopiero szlifuję podstawy, a już mam ochotę na wieżowce. Tak więc rysunki z kursu odrabiam dzień przed lekcjami i to "na odwal"... Oj marna moja przyszłość...

Ale co tam, jak to mój tato mówi, w tym kraju jest wiele mostów do zamieszkania. To będzie taka prawdziwa próbka życia artysty niedocenionego przez społeczeństwo, z tym że poprosiłabym o trochę częstsze przypływy natchnienia, które są tak cudowne, że aż nie do opisania.

Dziwne rzeczy słyszę ostatnio od ludzi. Ci inteligentni uważają się za debili, głupce szczycą się swoją wiedzą, a nikt nie jest do końca tym, za kogo się podaje. Niektórzy nawet sami nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy z tego, że są zupełnie inną osobą, niż tą, którą widzą w lustrze. Ktoś jest nieśmiały. No dobra, różni ludzie są na tym świecie, ja jestem nieśmiała. Ale jak się okazuje można być nieśmiałym, bo się sobie wmówiło: "jestem nieśmiały". Przykro mi, ale w jednej chwili siedzisz cicho, w następnej stoisz w centrum uwagi i do wszystkich krzyczysz, a w kolejnej znów siedzisz cicho pod ścianą, to nie jest to żadna nieśmiałość, tylko jakieś dobrowolne ograniczenie charakteru. Nie wiem, dlaczego wszyscy wszystkich okłamują, łącze z samym sobą, dlaczego ja nie jestem wyjątkiem, albo dlaczego miłość nie umiera, tylko się przeobraża w cichsze stadium, zamiast zniknąć raz na zawsze. Nikt nigdy nie ma na nic czasu, a czas = pieniądz, a więc i pieniędzy zawsze brak. Ja nie chce więcej czasu niż dostałam. Gdybym miała go więcej, to tym mniej przeznaczałabym go dla siebie. Pieniędzy też nie potrzebuję. Marzy mi się samochód, ale nie jest powietrzem. Nie muszę płacić za mieszkanie, jedzenie, ciuchy, książki, prąd, gaz, wodę... Za nic nie muszę płacić. A jak dostanę jakieś pieniądze to po prostu nie wiem co z nimi zrobić, nagle wszystkiego mi brakuje, wszystko muszę kupić, a na wszystko nie mam, więc czuję niedosyt, okazuje się, że nie kupiłam nic wartościowego, a pieniędzy znowu nie mam. Błędne koło bez wyjścia, lepiej już oddać je potrzebującym zamiast mnie.
Mi wystarczy powietrze i życzliwi ludzie, a za to się nie płaci. Przyjaciele - za nic bym ich nie oddała. Nie wyobrażam sobie życia bez nich, a w październiku prawdopodobnie każdy pójdzie w inną stronę... Chcę skończyć szkołę, zdać maturę, mieć w końcu długie wakacje i miejsce na wymarzonej uczelni. Ale nie chce tak diametralnie zmieniać wszystkich płaszczyzn życiowych, to jest straszne, tragiczne. Chcę iść dalej, ale żyć tak samo. Kocham zmiany, ale i stabilność. Nie wyobrażam sobie października...

Podziwiam, naprawdę podziwiam tego, kto to przeczytał. Jesteś bardzo wytrwały i nie szczędzisz cennego czasu na takie durnoty jak moje wypociny. Teraz muszę kończyć, bo mam ochotę pisać jeszcze długo długo długo, a to nie będzie dobre dla mojego bloga.

Dziękuję.

"Zwalić by można się z nóg
Co rusz,
Co krok;


Co noc
To szloch
I rozpacz!


Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto!


Zginąć by można jak nic;
Do żył
Jest nóż


Lub w dół
Na bruk
Z wysoka!



Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto!


Jechać by można do miast
Lub w las,
Na błoń;


Na koń
I goń
Nieboskłon!



Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech, chyba warto...
Tak, tak - to warto!
Bardzo to warto!
O tak - to warto!
Jeszcze jak warto!"
(Stachura)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Szczęście?

Jesteście pewni, że podoba wam się wasze życie? I nie chodzi mi tu o rzeczy, na które nie mamy wpływu, typu "wolałabym się urodzić jako mężczyzna". Czy jesteście zadowoleni z tego, co robicie, jaką macie pozycję w społeczeństwie, nastawienie do świata, stosunki międzyludzkie?

 Jesteście świadomi, że możecie to wszystko zmienić? Że z każdą kolejną decyzją naznaczacie scenariusz swojego życia? Każda cecha, każde uprzedzenie, każde warunki... Wszystko to jest kruche, a istnieje ciągle tylko dzięki wam samym, bo to wy nie pozwalacie na zmianę. Owszem, nie ma w tym nic złego - ale tylko jeśli jesteście z tego dumni, kiedy możecie powiedzieć, że jesteście szczęśliwi. Jaki sens ma zdanie: "Od biedy ujdzie, inni mają gorzej", jeśli wcale nie musi tak być?Jeśli wystarczy po prostu wstać i zrobić krok w kierunku lepszego świata, potem następny, i następny... Nie musimy tam dotrzeć. Może po drodze znajdziemy inny, mniejszy świat, który dla nas okaże się spełnieniem marzań. Jedno jest pewne - nie znajdziesz, jeśli nie zaczniesz szukać. Życie nas nie rozpieszcza, i dobrze! Wtedy to dopiero byłoby niesprawiedliwe... Tylko i wyłącznie od Ciebie zależy, jak żyjesz. Inni mają wpływ na Twoje decyzje, ale to nie oni je podejmują.

 Żyj tak, jak chcesz, bo nie wiesz, co cię czeka po śmierci - nikt nie wie. Więc zacznij postrzegać życie jako czystą kartkę, a siebie jako artystę. I pamiętaj - każdą barwę,  nawet tą najciemniejszą, można rozjaśnić, lub nawet całkowicie usunąć, więc nie przejmuj się porażkami. Po prostu żyj tak, jak tego zapragniesz, i nie pozwól nikomu Cię ograniczać - przecież nikt za Ciebie nie umrze. Bądź tym, kim chcesz.



"Wolność ma wysoką cenę, równie wysoką jak niewola. Jedyna różnica polega na tym, że te cenę płaci się z przyjemnością i uśmiechem, nawet jeśli czasem bywa to uśmiech przez łzy. "
Paulo Coelho

piątek, 5 sierpnia 2011

"Jak żyć??" - spytał mnie w liście ktoś, kogo ja zamierzałem spytać o to samo...

A więc... Dzisiaj oddaję głos komuś, kto wypowiada się o życiu w dość zbliżony sposób do mojego myślenia o nim. Życzę przyjemnej lektury =] Cytat z tytułu: Wisława Szymborska.



Rozważania wywołane przypadkowo przeczytanym zdaniem :)

Życie tak naprawdę jest krótkie i aby przeżyć je naprawdę wspaniale człowiek musi bowiem wszystkiego w nim doświadczyć. Dosłownie wszystkiego. Upokorzeń, zawodów, samotności, bólu i wszelkiego rodzaju nieszczęść. Ale to nie znaczy, że człowiek ma tylko cierpieć. Może, a nawet powinien, posmakować także tej lepszej strony swojego bytowania, a co za tym idzie musi chociaż raz poznać prawdziwą miłość czy przyjaźń. Tak naprawdę człowiek przez całe swoje życie musi stawać na drodze wyborów - czasem lepszych, czasem złych. Musi przy tym jednak zważać na to, co wybiera, i liczyć się z konsekwencjami swojego wyboru. Szczerze mówiąc, dla mnie życie to wielka niespodzianka, która do końca mojego istnienia będzie codziennie i prawdziwie mnie zadziwiać. Bo przecież nie wiesz, co stanie się jutro, i nie wiesz czy twój wczorajszy wybór, wczorajsze zdanie nie wpłynie na twoją niedaleką przyszłość. Tak naprawdę nikt nie wie co się stanie: czy będziesz zmuszona/zmuszony sie z kimś pożegnać na zawsze, a moze odwrotnie - może poznasz kogoś nowego, która to osoba zmieni diametralnie twoje życie. Ty kierujesz swoim życiem, ale pamiętaj: to przeczucie, intuicja, los a po części sprzyjające szczęście barwniej wpływają na twoje przeżycie życia. Nie rozczarowuj się na koniec istnienia, że czegoś nie zrobiłaś/zrobiłeś za młodu - uwierz, a może właśnie dzięki Tobie ktoś spełnił swoje marzenia.

Wojciech

wtorek, 2 sierpnia 2011

Pytania

Co to jest zaufanie? To uczucie? Stan świadomoście? Świadomość granic, albo racej ich braku? Zaufanie jest czymś bardzo dziwnym. Ale jeżeli ufasz komuś mimo, że jesteś świadomy, że pewnie i tak cię zawiedzie, to to dalej jest zaufaniem? Czy już brakiem rozsądku? Czemu chcemy, żeby inni nam ufali, kiedy nie potrafimy zaufać samym sobie? Czy należy kierować się sercem [albo intuicją], czy rozumem? Czemu z zaufaniem wiąże się tak wiele pytań? Czemu tak pragniemy świadomości, że ktoś nam ufa? Czemu ludzie zawodzą swoje zaufanie? Czemu na te wszystkie pytania nie ma odpowiedzi, chodź nie są  pytaniami retorycznymi?

Zaufanie - moim zdaniem warto je okazywać. Chyba lepiej cierpieć niż nie czuć nic, a tak mamy jeszcze możliwość zasmakowania szczęścia, chociaż przez chwilę. Jestem naiwna. Wiem. Zawsze taka byłam, i pewnie to się już nie zmieni. Trudno, tacy ludzie też muszą istnieć. Podoba mi się stan, w jaki taka naiwność może wprowadzić. Nie myślę o konsekwencjach, po prostu bawię się każdą chwilą. Nie mówię, że robię dobrze. Poza tym czy to nie dziwne, że ludzie rozgraniczają wszystko na dobra lub złe, kiedy tak naprawdę nic nie jest czarne ani białe, czystość zawsze jest złamana ciemnością, nawet jeśli jest to tylko cien. Tak samo nic nie jest po prostu złe. To, co Ciebie zabije, innych może uratować od śmierci. Nie ma dobra i zła, są po prostu różne odcienie szarości.

Dlaczego mam słuchać serca? Bo nie uciszysz go nigdy. I nawet gdyby udawał, że nie słyszysz, o czym mówi, nadal będzie biło w twojej piersi i nie przestanie powtarzać ci tego, co myśli o życiu i świecie.
(Paulo Coelho)

Spotkanie

No dobra. Może te spotkania jednak zdarzają się częściej niż myślałam. Wczoraj po raz pierwszy zdecydowałam się spotkać w realu z kolegą z czata. Powiem tylko tyle: nie żałuję. Może nie każde musi być trafione, czasami te dwie osoby mogą się wydać zupełnie inne niż się tego oczekiwało. W każdym razie jest to z pewnością ciekawe przeżycie.

niedziela, 31 lipca 2011

Wirtualność

 Jestem uzależniona. Naprawdę uzależniona. Od chata. Często mam potworną ochotę popisać z kimś zupełnie obcym, jest ona nie do powstrzymania. Cały ten "cyber-świat" jest tak wciągający, że czasami mam wrażenie, że prowadzę dwa osobne życia... Najpierw ta tajemnica - kim on jest? Czego chce? O czym myśli? Za kogo mnie uważa? Później te powolne budowanie znajomości "od zera", bez żadnego wtrącania się osób niepożądanych. Po prostu piszesz o czym chcesz, ile chcesz. Zawsze możesz się nie zgodzić, w ostateczności wylogować i zapomnieć o wszystkim. Ta świadomość, że sami siebie kreujemy, mówiąc po prostu prawdę, jest tak podbudowująca, że  nie  ma się ochoty przerywać. Czasami dojdzie do wymiany zdjęć. Mi na  niej nie zależy, nie oceniam ludzi po wyglądzie, tylko po ich zachowaniu, charakterze. Potem taka znajomość ciągnie się przez kilka tygodni. Jako że to wszystko dzieje się tylko wirtualnie, można nie rozstawać się  prawie w ogóle ze swoim rozmócą (tylko podczas snu). W ciągu kilku dni znacie się już i traktujecie jak przyjaciele. Pokusa poznania się w realnym życiu jest duża, jednak rzadko do tego dochodzi. Ja jeszcze nie spotkałam się z  nikim  takim. Jednak uwierzcie - to jest tak samo wciągające, jaki i każdy inny nołóg...

Takie znajomości  nie są w żaden sposób gorsze od tych realnych. Są po prostu inne. Zamiast dotyku, zapachu, drżenia głosu jest sygnał nadejścia widomości, wibracja, podświtlenie ekranu. Taka sama rozmowa, tyle że o wiele mniej skomplikowana. Łatwiej jest napisać komuś SMS'a: "Czuję się paskudnie :( moje życie nie ma już barw" niż powiedzieć to drugiemu człowiekowi prosto w oczy. Przez coś takiego bardzo dokładnie widać uczucia, zazwyczaj ukrywane w zwykłych pogawędkach.

Ja po prostu pokochałam chat. Wiem, że nie wszyscy mówią prawdę, że większość myśli wyłącznie o sexie, że trzeba się  nieźle natrudzić, żeby znaleźć kogoś dla sibie. Ale wierzcie mi: warto. Taka szczera i bezpośrednia rozmowa z kimś, kto ma inne spojrzenie na świat, może bardzo podbudować  nasze samopoczucie, naprawić nasz nastrój.

To po prostu zostało stworzone dla mnie...

"Czasami myślę sobie, że nikt już nie jest żywą istotą, wszyscy jesteśmy tylko cieniami z domeny wirtualnej rzeczywistości i gdyby ktoś wyłączył prąd, wszyscy byśmy po prostu zniknęli, jakby nikt z nas nigdy nie istniał."

wtorek, 26 lipca 2011

Miałam sen...

Czasami się zastanawiam, do czego mają służyć nam sny. Po co one odrywają nas od rzeczywistości, skoro po przebudzeniu tak trudno nam do niej wrócić?  Mój dzisiejszy sen niewątpliwie był koszmarem, mimo wszystko jednja jedyna scena, trwająca nie dłużej   niż 10 sekund sprawiła, że żałuję, że w ogóle się obudziłam - z koszmaru! To jest dla mnie jednocześnie trudne do zrozumienia i oczywiste. Po co my pamiętamy  sny, skoro poranek obdziera je z całego uroku? Mimo to byłabym zła, gdybym zapomiała to, co się wtedy działo.

Dzisiejszy koszmar był nieco inny, niż nękają mnie zazwyczaj. Nie dotyczył mnie samej, tylko obcych mi ludzi, ja odegrałam tylko mały epizodzik. Zwykle śni mi się wojna albo duchy (po co śni mi się wojna? duchy rozumiem, ale tak krwawa jatka przynajmniej raz każdego tygodnia?). To był mój pierwszy "obcy koszmar"od kilku miesięcy.

Czy sny mają przesłania, czy to tylko nasze majaki?Mamy w naszej kulturze przysłowie: "Sen mara, Bóg wiara". Czy więc wierzenie w sny jest sprzeczne z religią chrześcijańską? Kim zatem był Józef  - opiekun Jezusa? Czyż nie był człowiekiem, który umożliwił przyjście naszemu Zbawicielowi na świat tylko dlatego, że uwierzył w sen?  Czy sny mogą nasz ostrzegać? Może efekt deja-vu mamy właśnie dzięki snom? Poza  tym  niektórzy zwykli ludzi raz na jakiś czas mają  prorocze sny -  oni są pewni, że to się wydarzy,  tylko nie potrafią sntwierdzić kiedy. Sama byłam świadkiem spełniania się takich snów. Sama miałam  takich kilka  (chyba z 5). Czy to tylko mylne wrażenie, czy rzeczywistość? Sny zawsze będą mnie zadziwiać...


"- Śnisz.
- I co z tego. Co złego jest  w snach?
- Nic... kiedy śpisz."
(Graham Masterton — Dziecko ciemności)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Niesprawiedliwość.

Dlaczego to życie jest takie dziwne? Dlaczego  ktoś, kto się zakocha, mimo wszystkich ran, i to tych najboleśniejszych, bo zadanych właśnie  przez osobę tak bliską  naszemu sercu, jest w stanie  bronić jej przed całym złem tego świata? Dlaczego nie potrafi walczyć o swoje szczęście, jeśli koliduje to ze szczęściem tego drugiego człowieka? Czy zdajecie sobie w ogóle sprawę z tego jak wielki odsetek całego rodu ludzkiego poświęca całe swoje życie, żeby         choć przez  chwilę móc zobaczyć uśmiech  na twarzy swojej "drugiej  połówki", nawet jeśli       ma on być wywołany przez zupełnie inną osobę? Ja sama ostatnio przeraziłam się, jak wielu moich znajomych to dotyczy. Każdy mówi to  samo: "To, że chcę z nim/nią być nie ma  znaczenia, wystarcza mi, że jest szczęśliwa..." 

Wiele rzeczy można zataić. Ludzie są mistrzami w sztuce kłamstwa. Ale nie ma sposobu na ukrycie spojrzenia pełnego miłości. Takie osoby mają świadomość, że jeśli nie zaczną walczyć, mogą już nigdy nie zaznać miłości, mimo to nie robią nic, by temu zaradzić.  Nie mogli być szczęśliwi z  nikim innym, a ci, na których im zależy, nie byliby szczęśliwi z nimi. Jak  więc mieli by czelność wywoływać smutek na twarzach tych "szczęśliwych"?Poza tym spojrzeć komuś takiemu w oczy z nadzieją na lepszą przyszłość,  a w zamian zobaczyć nienawiść czy obrzydzenie, jest niewyobrażalną  tortutą...

Miłość jest dziełem Boga . A nieodwzajemniona  miłość?

Takie  moje luźne przemyślenia wywołane zbyt nagłym odczuciem okrucieństwa życia pobudzonym  przypadkowym słowem.

Tak na początek... =]

Czasami wydaje mi się, że nasze imię z góry  narzuca nam styl życia. Już od pierwszych dni "wrastamy" w nie, Ala zaczyna wyglądać jak Ala, i żadne inne imię  do niej  nie pasuje. Czy to, że Agnieszka znaczy czysta czy nieskalana, że moimi patronkami są  same męczennice i dziewice, od razu naznaczyło mi scenariusz mojego życia? Czy może to nie  ma żadnego znaczenia, po prostu  osoby o tym samym imieniu są do siebie przypadkowo podobne? Różne zainteresowania, charakter pisma czy ubierania, inny styl... a mimo wszystko takie  same wzorce, priorytety, system wartości, stosunek do  świata. Czy to imię kształtuje nas, czy rodzice pod wpływem niezwykle wrażliwej intuicji potrafią nieświadomie  przewidzieć nasz życiorys i dopasować do niego "tytuł"? Co prawda, zdarzają się imiona nietrafione, ale przecież zawsze muszą istnieć jakieś wyjątki.

Lubię swoje imię. Nie jest obraźliwe, niespotykane, obciążone negatywną przeszłością. Nie wyróżnia się w żaden sposób - Agnieszka jest bo jest, i to jest dobre.

Tak więc jestem Agnieszka.

niedziela, 24 lipca 2011

Witam!

Dziwny przypływ natchnienia zmusił mnie do stworzenia bloga o sobie  samej, a że nauczyłam się słuchać intuicji, właśnie piszę pierwszy post, który traktuję jak coś w rodzaju rozgrzewki przed tymi prawdziwymi, głębokimi przemyśleniami, które niebawem powinny się tu pojawić. Tak więc witam wszystkich, których w jakiś sposób przyciągnął ten blog i postanowili go przeczytać. Zapraszam do częstego odwiedzania i zostawiania wpisów w komentarzach. No i, cóż... życzę przyjemnej lektury =]