piątek, 18 listopada 2011

Się szło.

Taaak... Szczęście przyjść chciało,
Lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać
Lecz serce mu pękło
Gdy odkrył że we mnie skrę roztlić chce próżno.


Chodzi mi ten fragment wiersza po głowie już chyba od tygodnia... Już prawie zapomniałam, co to znaczy mieć internet. U mnie w domu nie ma obecnie w ogóle dostępu do sieci od prawie dwóch miesięcy, a nikt nie ma ochoty zająć się naprawą. Pewnie to i lepiej, w końcu muszę uczyć się do matury... W każdym razie dorwałam pierwszą okazję skorzystania z tego jakże uzależniającego wytworu naszej cywilizacji, żeby chociaż spróbować napisać cokolwiek po tak długiej nieobecności.

Ostatnio zaczęłam rozważać pomysł napisania książki. I tu mam dylemat: komercha dla kasy czy filozoficzne "bzdety" dla przyjemności...? Co prawda każda moja książka po napisaniu dwóch rozdziałów trafia do kosza, jednak tym razem postanowiłam stworzyć nową historię, zapisać w całości i spróbować zrobić z nią coś dalej... Zdeterminowana może nie jestem, ale uparta i owszem. Muszę tylko mieć dobrą motywację... W każdym razie jak zacznę pisać będę po 1 rozdziale wrzucać tu, na bloga, żeby zobaczyć reakcje ewentualnych Czytelników. Mam nadzieję że ktoś wrzuci dwa słowa do komentarzy.

Matura już tak blisko, a moja wiedza z historii sztuki jest przerażająco mała. Jak się nie wezmę do roboty to o architekturze i ASP mogę sobie pomarzyć... A i stwierdziłam jeszcze, że muszę więcej rysować, co do tej pory prawie kompletnie olałam. Oczywiście gdybym miała kilku przystojnych modeli to z pewnością mój zapał do pracy byłby większy o 1000%, a tak, no cóż... Ile czasu można rysować owoce w salaterce? Na kursie rysunku też nic wielkiego się nie dzieje, dopiero szlifuję podstawy, a już mam ochotę na wieżowce. Tak więc rysunki z kursu odrabiam dzień przed lekcjami i to "na odwal"... Oj marna moja przyszłość...

Ale co tam, jak to mój tato mówi, w tym kraju jest wiele mostów do zamieszkania. To będzie taka prawdziwa próbka życia artysty niedocenionego przez społeczeństwo, z tym że poprosiłabym o trochę częstsze przypływy natchnienia, które są tak cudowne, że aż nie do opisania.

Dziwne rzeczy słyszę ostatnio od ludzi. Ci inteligentni uważają się za debili, głupce szczycą się swoją wiedzą, a nikt nie jest do końca tym, za kogo się podaje. Niektórzy nawet sami nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy z tego, że są zupełnie inną osobą, niż tą, którą widzą w lustrze. Ktoś jest nieśmiały. No dobra, różni ludzie są na tym świecie, ja jestem nieśmiała. Ale jak się okazuje można być nieśmiałym, bo się sobie wmówiło: "jestem nieśmiały". Przykro mi, ale w jednej chwili siedzisz cicho, w następnej stoisz w centrum uwagi i do wszystkich krzyczysz, a w kolejnej znów siedzisz cicho pod ścianą, to nie jest to żadna nieśmiałość, tylko jakieś dobrowolne ograniczenie charakteru. Nie wiem, dlaczego wszyscy wszystkich okłamują, łącze z samym sobą, dlaczego ja nie jestem wyjątkiem, albo dlaczego miłość nie umiera, tylko się przeobraża w cichsze stadium, zamiast zniknąć raz na zawsze. Nikt nigdy nie ma na nic czasu, a czas = pieniądz, a więc i pieniędzy zawsze brak. Ja nie chce więcej czasu niż dostałam. Gdybym miała go więcej, to tym mniej przeznaczałabym go dla siebie. Pieniędzy też nie potrzebuję. Marzy mi się samochód, ale nie jest powietrzem. Nie muszę płacić za mieszkanie, jedzenie, ciuchy, książki, prąd, gaz, wodę... Za nic nie muszę płacić. A jak dostanę jakieś pieniądze to po prostu nie wiem co z nimi zrobić, nagle wszystkiego mi brakuje, wszystko muszę kupić, a na wszystko nie mam, więc czuję niedosyt, okazuje się, że nie kupiłam nic wartościowego, a pieniędzy znowu nie mam. Błędne koło bez wyjścia, lepiej już oddać je potrzebującym zamiast mnie.
Mi wystarczy powietrze i życzliwi ludzie, a za to się nie płaci. Przyjaciele - za nic bym ich nie oddała. Nie wyobrażam sobie życia bez nich, a w październiku prawdopodobnie każdy pójdzie w inną stronę... Chcę skończyć szkołę, zdać maturę, mieć w końcu długie wakacje i miejsce na wymarzonej uczelni. Ale nie chce tak diametralnie zmieniać wszystkich płaszczyzn życiowych, to jest straszne, tragiczne. Chcę iść dalej, ale żyć tak samo. Kocham zmiany, ale i stabilność. Nie wyobrażam sobie października...

Podziwiam, naprawdę podziwiam tego, kto to przeczytał. Jesteś bardzo wytrwały i nie szczędzisz cennego czasu na takie durnoty jak moje wypociny. Teraz muszę kończyć, bo mam ochotę pisać jeszcze długo długo długo, a to nie będzie dobre dla mojego bloga.

Dziękuję.

"Zwalić by można się z nóg
Co rusz,
Co krok;


Co noc
To szloch
I rozpacz!


Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto!


Zginąć by można jak nic;
Do żył
Jest nóż


Lub w dół
Na bruk
Z wysoka!



Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto!


Jechać by można do miast
Lub w las,
Na błoń;


Na koń
I goń
Nieboskłon!



Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech, chyba warto...
Tak, tak - to warto!
Bardzo to warto!
O tak - to warto!
Jeszcze jak warto!"
(Stachura)

1 komentarz:

  1. Jesteś po prostu leń i tyle ci powiem droga koleżanko. Jak byś codziennie rozbiła jeden rysunek to byś się wyszkoliła (ach jak mi się przypomina Klara).

    OdpowiedzUsuń