czwartek, 9 lutego 2012

Z życia przeciętnej nastolatki

"bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością."


     Decysion, decysion, decysion... Życie złożone z przeplatających się wyborów, często trudnych,
 bezwzględnych, raniących. Pytanie tylko: lepiej wybierać tak, żeby samemu czerpać korzyści, żeby 
ktoś inny, ważny, czerpał korzyści, czy żeby jak najwięcej ludzi czerpało korzyści...? Och, nie 
chciałabym być Bogiem. Nie chcę decydować, kto w danym momencie jest na przegranej pozycji. 
Jeżeli teraz dodam, że życie jest brutalne, zabrzmi to co najmniej śmiesznie, bo czymże są moje 
dylematy w porównaniu z tak wielkimi problemami dookoła mnie.
 


     Koniec tego lania wody, ileż można ;]

     Z życia przeciętnej nastolatki.


     Jestem leniwa do kwadratu. Im starsza tym bardziej. Sądzę, że to bodźce zewnętrzne, niezależne od nas, najbardziej wpływają na naszą motywację. Obecnie powinnam siedzieć i pilnie uczyć się do matury, tym bardziej, że mam dodatkowo nowy materiał, nie omawiany w szkole. Ale gdzież tam, ja wolę posiedzieć, pooglądać telewizor, wymigiwać się od chodzenia do szkoły i robić wszystko, byle tylko nie musieć tak strasznie rano wychodzić z łóżka. A czemu tak jest? Chcę być bogata, mieć wielki dom, dużo dzieci, dwa samochody i wiecznie na wszystko czas. Ale, ku mojej zgubie, ostatnio odkryłam, że mi na tym wszystkim nie zależy. Chcę, bo muszę w końcu mieć jakieś marzenia. Ale mi nie zależy. Bo czy taki przykładowo kloszard ma jakieś zmartwienia? Nie. On nie ma nic ani nikogo. Jest wolny, nie można go przekupić, zastraszyć, zranić. Jeżeli nie zdobędę nic i zostanę bezdomną - mówi się trudno i psioczy na życie. Niedawno moja nauczycielka od rosyjskiego powiedziała, że człowiek nigdy nie będzie bezdomny, jeżeli sam nie będzie tego chciał, bo zawsze może iść do choćby najgorszej pracy i na mieszkanie zarobić. Zgadzam się z tym, co sobie uświadomiłam dopiero w tamtej chwili. Wiec to wcale nie wcześniejsza praca wpływa na sukces. Tylko podejście. Ja sobie na 3 miesiące przed maturą wybrałam najgorsze z możliwych.


     I jeszcze coś:  teraz, kiedy rysunek perspektywiczny mam prawie opanowany, odkryłam coś niezbyt dobrego: już nie  chce rysować tak bardzo, jak chciałam jeszcze do niedawna. Nic, tylko rysunki na kurs. Może to z przesytu, może w wakacje wszystko wróci do normy. W dalszym ciągu ciągnie mnie do olei, jednak po ostatnim zatruciu terpentyną mam niemiłe wspomnienia, których trudno się pozbyć, a malować nimi potrafię jedynie w nocy, więc muszę czekać, aż się ociepli, żeby móc to robić przy otwartych oknach.


     Mój Leonardo był leworęczny. Ja kiedyś też byłam, dopóki rodzice mnie nie przestawili na prawą rękę. Pytanie brzmi: czy gdyby nie zrobili nic, gdybym została mańkutem, rysowałabym ładniej czy w ogóle bym tego nie umiała robić? Nie daje mi to spokoju od dawna.



      W moim pokoju głęboko zagrzebane leżą trzy stare pamiętniki. W niedzielę planuję rozpocząć proces czytania ich po latach, może zostawienia kolejnego wpisu. Zastanawiam się, czy nie umieścić kilku ciekawych fragmentów tu, na blogu. Ciekawe, jak bardzo się  zmieniłam, co zostało we mnie z tej 12-letniej dziewczynki...? Myślę, że całkiem sporo.


"Kiedy zamyka się oczy do snu, dusza zwija się w ciele jak kłębek, pozostawione samemu sobie ciało sprawdza, czy jeszcze istnieje. Wzbudza w sobie wspomnienia, bo każdy wykonany kiedyś gest, każde doznanie zostało przez nie zapamiętane. Ciało ma pamięć absolutną, jego wspomnienia przepadają tylko wtedy, gdy ciało ginie."
— Olga Tokarczuk E. E.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz